sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych świąt!


Życzę Wam wielu doskonałych posiłków oraz zdrowia i miłości, by się móc nimi cieszyć. A na dzisiaj - pysznej wieczerzy i kulinarnych prezentów pod choinką!


wtorek, 6 grudnia 2011

Jadalna historia. PRL i kotlety z mortadeli


W PRL-u przeżyłem tylko osiem lat mojego życia i niewiele mogę o tamtych czasach powiedzieć na podstawie własnego doświadczenia. Słuchałem jednak innych i czytałem, aby mieć pojęcie, czym był ten historyczny eksperyment. O zjazdach, planach i strajkach uczą w szkole (a przynajmniej powinni). Dla mnie ciekawsze jest, jak wyglądała codzienność "za komuny", co się czytało, jak spędzało wolny czas i oczywiście - co jadło.  

Jeśli też jesteście tego ciekawi lub chcecie powspominać polecam PRL od kuchni, gdzie obok mniej lub bardziej kryzysowych przepisów można poczytać felietony Wiesława Kota oparte na trafnych cytatach z epoki. Z czasów mi bliższych, z lat osiemdziesiątych, pochodzi na przykład przytoczony fragment książki W mojej kuchni nic się nie marnuje Anny Gasik: "Zwarzył się majonez, skwaśniałe mleko nie daje się przegotować, ciasto ma zakalec, na dżemie powstała pleśń. Z tych pozornie bezwartościowych produktów, łącząc je z ciekawymi dodatkami, można stworzyć nowe, bardzo smaczne i oryginalne dania". Słuszna idea nie marnowania jedzenia prowadzi do kulinarnej jazdy po bandzie: szampana z serwatki (zdrowie!) czy używania zepsutego koncentratu pomidorowego jako zakwaszacza do zup i mięs. Kot przytacza też sposób na wykorzystanie mięsa, które "zaczęło troszeczkę nie-pachnieć" - kąpiel w nadmanganianie potasu, płukanie i już pachnie! A gdy nie ma nawet zepsutego mięsa to kaszanka jest dobra na wszystko. Taki kulinarny survival...

U mnie dziś mniej ekstremalnie, klasyka gatunku zamienników schabowego. Pozwolę sobie na stylizację:
gdy w wyniku przejściowych trudności mięso jest trudniej dostępne z powodzeniem możecie zastąpić tradycyjnego schabowego wyjątkowo smacznym i tanim przetworem mięsnym - mortadelą. Pozytywnie zaskoczycie domownikom podając im ją w formie kotletów wraz ziemniakami i surówką. Smacznego! 

Kotlety z mortadeli


Składniki:
  • 70 dg mortadeli (naszej prawdziwej polskiej, nie włoskiej podróbki. Maksymalnie 11 zł/kg)
  • bułka tarta
  • 2 jajka
  • mąka
  • olej

Przygotowanie:
  1. Obtaczamy w mące, jajku i bułce. 
  2. Smażymy na oleju aż staną się rumiane. 

niedziela, 4 grudnia 2011

Kulinarne prezenty (czyli co by mi dziś przyniósł Mikołaj gdybym był grzeczny)

Co bym chciał dostać, gdyby listy do świętego Mikołaja jak niegdyś działały, a ja kwalifikowałbym się do otrzymywania prezentów?




Rudolf na kubek 
źródło: czerwonamaszyna.pl

Okołoświąteczna zupa ziemniaczana z grzybami



Jedna z moich ulubionych zup. Ziemniaki, grzyby i dużo czosnku, za to bez jakichkolwiek zagęszczaczy i zabielaczy. Wystarczy zmiksować część ugotowanych ziemniaków, zamiast dodawać kalorii mąką czy śmietaną. Ze względu na dodatek grzybów kojarzy się nieco świątecznie, a przynajmniej przy jej gotowaniu taki zapach roznosi się w domu.
Zupa wegetariańska, jeśli nie liczyć śladowych ilości zwierzęcego białka, jakie można czasem znaleźć w suszonych grzybach. Moje były ok :)


Zupa ziemniaczana z grzybami


Składniki:

  • kilogram ziemniaków
  • włoszczyzna (uwaga na niektóre, kiepskie zestawy z supermarketów - często oszczędzają na pietruszce) - 4 marchewki, 2 porządne pietruszki, pół selera, por, 
  • garść suszonych grzybów
  • 2 cebule
  • 4 ząbki czosnku
  • ziele angielskie
  • liść laurowy
  • czarny pieprz ziarnisty
  • olej rzepakowy
  • sól
  • zielona pietruszka

Przygotowanie:
  1. Obraną włoszczyznę pokroiłem na spore kawałki i podsmażyłem na oleju wraz z dwoma ząbkami czosnku (obranymi, ale w całości) i pokrojoną na ćwiartki cebulą,
  2. Gdy warzywa stały się już lekko brązowe wlałem 1,5 litra wody oraz dodałem kilka ziarenek ziela angielskiego, dwa liście laurowe i ok. dwudziestu ziarenek pieprzu,
  3. W małym rondelku gotowałem grzyby z jedną, obraną cebulą w całości. 
  4. W międzyczasie pokroiłem ziemniaki w kostkę.
  5. Gdy warzywa były już miękkie wyjąłem je wraz z przyprawami z bulionu i odstawiłem. Wrzuciłem do bulionu ziemniaki (w razie potrzeby można dodać trochę wody) i gotowałem do miękkości.
  6. Wyjąłem grzyby, wodę w której się gotowały dodałem do bulionu.
  7. Pokroiłem ugotowane grzyby, trzy marchewki z bulionu oraz posiekałem dwa ząbki czosnku.
  8. Gdy ziemniaki były już miękkie część z nich, wraz z niewielką ilością bulionu, wyjąłem i w osobnym naczyniu zmiksowałem (chodzi o to, aby zagęścić zupę. Ilość użytych do tego ziemniaków zależy od Was). Zmiksowane wlałem z powrotem do bulionu.
  9. Gdy zupa była już odpowiednio gęsta dodałem grzyby, czosnek i marchewkę. Gotowałem 10 minut.
  10. Zupę posoliłem i podałem posypaną natką pietruszki.

środa, 30 listopada 2011

Jakie ryby kupować? Poradnik rybny WWF i certyfikat MSC

Źródło: Poradnik rybny WWF 

Co jakiś czas czytam artykuł, w którym padają nazwy zagrożonych gatunków ryb. Po lekturze tekstów najczęściej szybko zapominam jakie decyzje powinienem podejmować w sklepie. Z tego powodu bardzo ucieszył mnie poradnik rybny WWF. Wreszcie jakaś tabela! Temat nie jest prosty nie tylko ze względu na ilość gatunków, ale także informacje o występowaniu. Jeśli chodzi o dorsza na przykład - znaczenie ma nawet stado (zresztą ciekaw jestem miny sprzedawcy w sklepie, gdy zapytam z jakiego pochodzi jego ryba...).

Co znaczą kolory w tabeli:
zielony - ryba nie jest zagrożona wyginięciem, połowy nie są szkodliwe dla środowiska
żółty - ryba również nie zagrożona wyginięciem, ale połowy nie są ekologiczne
czerwony - ryba ginie, przyroda cierpi. Nie kupować.

Trzeba dodać, że jeśli ryba czy krewetka z listy żółtej (lub jakakolwiek inna) jest oznaczona certyfikatem MSC to znaczy, że pochodzi z łowisk zarządzanych w sposób zrównoważony lub z ekologicznych hodowli. Czyli - awansuje na listę zieloną. W Polsce można kupić tak certyfikowane śledzie (Contimax, Nautica, Lisner) czy mintaja i łososia (marka Lidla Ocean Trader oraz Royal Greenland). Producenci rzadko chwalą się na swoich stronach posiadaniem certyfikatu, pomocna jest za to wyszukiwarka produktów MSC. Na zlinkowanej stronie znajdziecie listę eko-ryb i owoców morza dostępnych na polskim rynku. Gdzie je kupić? To niestety nie jest oczywiste i wymaga nieco zachodu.

W każdym razie akcję WWF popieram w 100% i będę się starał nie dobijać ekosystemu nierozważnie zaplanowanym menu. Nie wyobrażam sobie jedynie rezygnacji z tuńczyka w puszce - gdybym go nie jadł poważnie obniżyła by się moja jakość życia. A pangi, którą w tabelce zrobiono na szaro, nie kupię nawet, gdy producenci poprawią warunki hodowli. Jej mięso jest w porównaniu z mięsem innych ryb kompletnie bezwartościowe.

środa, 16 listopada 2011

Rozgrzewająca zupa z chorizo


Spadł dziś rano pierwszy śnieg, na szczęście szybko stopniał. Ale to nieuchronne - zmiana opon, ciepła kurtka, dogrzewanie w domu i lekka modyfikacja diety. Rewolucji nie ma, dobry makaron wciąż u mnie rządzi (także z braku czasu na gotowanie). Będę się jednak bronił przed zimą za pomocą solidnych porcji zwierzęcego białka. 

Zupy jem cały rok, ale zimą są codzienne i obowiązkowe. Ostatnio jem na przemian kapuśniak i ogórkową, co wynika pewnie ze zwiększonego zapotrzebowania mojego organizmu na witaminę C, szczególnie kiszoną :). Dzisiaj przyjemna odmiana za sprawą szybkiej zupy z wyraźnie paprykowym chorizo i fasolą z puszki. Od razu cieplej.


Zupa z chorizo


Składniki:
  • kawałek chorizo (ok. 10 cm)
  • 1 cebula
  • 2 szklanki pokrojonego selera naciowego
  • 2 puszki białej fasoli
  • puszka pomidorów
  • 2 ząbki czosnku
  • łyżeczka słodkiej papryki w proszku
  • świeży lub suszony tymianek (miałem suszony, ze świeżym smak pewnie byłby nieco inny)
  • 4 szklanki wywaru z kurczaka, warzywnego lub z kostki (bez glutaminianu sodu)
  • łyżka oliwy z oliwek
  • natka pietruszki
  • sól i pieprz

Przygotowanie:
  1. Na oliwie podsmażałem chorizo, aż stało się chrupiące. Wyjąłem z garnka.
  2. Na pozostałym tłuszczu podsmażyłem seler naciowy i cebulę.
  3. Po paru minutach dodałem czosnek, paprykę w proszku oraz tymianek.
  4. Chwilę później dodałem wywar, pomidory i podsmażone chorizo.
  5. Doprowadziłem do wrzenia i dorzuciłem fasolę z puszki. Gotowałem jeszcze 5 minut.
  6. Doprawiłem solą i pieprzem. Posypałem posiekaną natką pietruszki i podałem z grzanką.

Przepis pochodzi z programu Kuchnia Billa Billa Grangera (tak, znowu on :) ) Oryginał znalazłem na stronie ex-Kuchni TV, obecnie Kuchni+.



czwartek, 27 października 2011

Jesienny makaron z dynią


Do tego roku byłem dyniowym analfabetą. Po tym jednak, jak zostałem poczęstowany świetną zupą z dyni, postanowiłem się poprawić i po raz pierwszy użyć w kuchni tego pociesznego, sezonowego warzywa. Zamiast olbrzymiej dyni halloweenowej zdecydowałem się użyć mniejszej hokkaido, którą od jakiegoś czasu można kupić w hipermarketach. Jest słodkawa i dosyć (jak na dynię) wyrazista w smaku. 

Przepis ponownie z Po prostu gotuj Pascala Brodnickiego. Za każdym razem, gdy gotuję z tej książki, znęcam się nad jakością zastosowanego w niej product placement - już nie będę. Po prostu podaję poprawiony przepis :)


Makaron z dynią


Składniki (4 porcje):
  • 3 łyżki oliwy
  • 2 ząbki czosnku
  • kilka suszonych pomidorów w zalewie (bez też mogą być)
  • 4 plastry szynki parmeńskiej (użyłem znacznie tańszej "szynki włoskiej" z popularnego dyskontu - do podsmażenia idealna)
  • pół kilo dyni (kupiłem całą dynię hokkaido, z tego co zostało ugotowałem zupę)
  • paczka makaronu penne
  • garść posiekanych liści bazylii
  • w oryginale jeszcze 250 g sera ricotta - nie użyłem, bo nie lubię, ale może pasować.

Przygotowanie: 
  1. Dynię rozłupałem, obrałem, pozbawiłem pestek i pokroiłem w niezbyt dużą kostkę.
  2. Gotowałem kawałki dyni 4 minuty, po czym odłożyłem pół kilo, resztę zostawiając na zupę.
  3. Posiekałem drobno szynkę, suszone pomidory, czosnek i podsmażyłem moment.
  4. Dodałem ugotowaną dynię i po minucie ugotowany makaron. Posiekałem bazylię i wymieszałem z makaronem.
  5. Posoliłem i doprawiłem pieprzem. Gdybyście chcieli użyć ricotty byłby to właściwy moment, aby domieszać ją do makaronu.

Jesteście ciekawi innych przepisów Pascala Brodnickiego? Polecam makaron z oliwkami i anchois oraz makaron z kurczakiem!

niedziela, 23 października 2011

Wino z kartonu? Wcale nie gorsze!

Niewiele się u nas sprzedaje win w kartonie. Wynika to może z przekonania konsumentów, że pakowanie wina do kartonu jest obelgą dla tego szlachetnego napoju (albo raczej, że szlachetnych się do nich nie pakuje, tylko podłe). Jestem innego zdania - wino w kartonie może być równie dobre lub równie złe jak jego odpowiednik w butelce, a przy tym nigdy nie będzie korkowe. Sprawdza się świetnie w sytuacjach, gdy jedna butelka to za mało (impreza), lub za dużo (kieliszek do obiadu). Można je przechowywać w lodówce do dwóch tygodni bez obawy, że zwietrzeje i co jakiś czas podstawiać kieliszek pod plastikowy kranik :) 

Na zdjęciu przykładowy, dobry karton: południowoafrykańskie Tabiso Shiraz. Piłem je dosyć dawno i bezrefleksyjnie, więc podaję za producentem, że jest owocowe i lekko pikantne (nie autoryzuję tej informacji, pamiętam jednak, że mi smakowało).

Wino: Tabiso Shiraz
Dystrubutor: Grand Cru
Cena: ok. 65 zł za karton o pojemności 3 litrów

czwartek, 20 października 2011

Pyszna brukselka z ciecierzycą i ananasem



Lubicie brukselkę? Z tego, co zauważyłem, nie ma ona wielu entuzjastów. Ja również nim nie byłem, dopóki nie zjadłem brukselki w wykonaniu Agaty, którą poprosiłem o poniższy wpis gościnny: 


Uwielbiam brukselkę, ale wiem, że dla wielu osób jest to jedno ze znienawidzonych w dzieciństwie warzyw. A szkoda, bo te małe kapustki są bogate w beta-karoten i witaminę C, a i walory smakowe mają wspaniałe - brukselka jest słodka i pikantna zarazem. Poniższy przepis to sposób na przekonanie do brukselki jej najbardziej zaciekłych wrogów. Mało kto oprze się temu pysznemu słodko-kwaśnemu daniu o korzennym aromacie.


Brukselka z ciecierzycą i ananasem


Składniki (6 porcji):
  • 0,5 kg namoczonej i ugotowanej ciecierzycy
  • 0,5 kg brukselki
  • ok. pół puszki pokrojonego ananasa i cały syrop
  • pół szklanki wody
  • 5 łyżek koncentratu pomidorowego
  • 1 łyżka śmietany 18%
  • 1 łyżeczka suszonego oregano
  • 1 łyżeczka suszonej bazylii
  • 1 łyżeczka pieprzu
  • 1 łyżeczka słodkiej papryki
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • szczypta kminu rzymskiego (opcjonalnie)
  • sól do smaku
  • 0,5 l oleju do smażenia
  • 2 łyżki oliwy

Przygotowanie:
  1. Namoczoną przez całą noc ciecierzycę gotuję około 45 minut. Ma być miękka, ale nie rozpadać się.
  2. Brukselkę myję, odrzucam brzydkie zewnętrzne listki i przekrawam na pół. Następnie wkładam do specjalnego woreczka do gotowania na parze i gotuję w kuchence mikrofalowej około 3 minut. Można gotować również tradycyjnie na parze, ale w mikrofalówce jest bez porównania szybciej i prościej.
  3. W garnku z grubym dnem podgrzewam olej i kiedy ma już odpowiednią temperaturę wrzucam podgotowaną brukselkę i smażę na złoto. Następnie wyjmuję i odsączam na ręczniku papierowym.
  4. W rondlu rozgrzewam oliwę i wsypuję pieprz, paprykę, cynamon i kmin, mieszam i ciągle mieszając dodaję koncentrat pomidorowy i smażę około 30 sekund.
  5. Następnie dolewam mniej więcej trzy czwarte syropu z ananasa, pół szklanki wody, dodaję też łyżkę śmietany, sól (około pół łyżeczki), oregano i bazylię. Mieszam, żeby powstał gęsty i jednolity sos.
  6. Do wrzącego sosu dodaję ciecierzycę, brukselkę i ananasa. Dokładnie mieszam. Jeśli sos jest zbyt rzadki można go chwilę odparować, jeśli za gęsty - dodać jeszcze wody lub resztę syropu z ananasa (sos będzie słodszy).

Przepis jest nieco zmodyfikowaną wersją przepisu Kingi Błaszczyk-Wójciciej, opublikowanego w "Magazynie Gazety Wyborczej" w latach 90-tych. Orygnalny przepis znajdziecie tutaj.

środa, 19 października 2011

Mafijne spaghetti a'la putanesca



Pisałem ostatnio, że przekonuję się do anchois. W ramach przekonywania klasyk, w którym małe rybki odgrywają znaczącą rolę - spaghetti a'la putanesca. 

Co znaczy "putanesca" tłumaczone jest w każdej książce kucharskiej, a czemu mafijne? Przepis zaczerpnąłem z  Książki kucharskiej rodziny Soprano, ponieważ uznałem bohaterów tego przełomowego w historii telewizji serialu za kompetentnych zarówno w temacie makaronu jak i prostytucji. Książka jest mocno sfabularyzowana, co daje efekt raz zabawny, raz groteskowy, ale czyta się i gotuje z niej przyjemnie. 

Przepis pochodzi z rozdziału Gniew, poczucie winy, samotność i jedzenie. Makaron na czarną godzinę? 



Spaghetti a'la putanesca


Składniki (3 porcje):
  • 2 ząbki czosnku
  • mała papryczka chilli pozbawiona pestek lub suszone chilli
  • puszka pomidorów
  • 12 czarnych oliwek
  • 12 kaparów
  • 10 filetów anchois
  • 300 g spaghetti
  • pół pęczka natki pietruszki
  • suszone oregano
  • oliwa

Przygotowanie:
  1. Drobno posiekałem oliwki, kapary, czosnek, anchois, papryczkę i natkę pietruszki.
  2. Podsmażyłem na dwóch łyżkach oliwy posypane oregano czosnek z papryczką. Po chwili dodałem odcedzone pomidory z puszki. Gotowałem 10 minut.
  3. Dodałem oliwki, kapary i anchois. Gotowałem parę minut.
  4. Połączyłem z ugotowanym spaghetti i posiekaną natką pietruszki.


A po kolacji polecam serialowego drinka a'la Mad Men.

poniedziałek, 17 października 2011

Zimno. Dogrzewam winem (przepis na grzane wino)



Cóż z tego, że słońce, skoro nie jest ono wstanie zaradzić na gwałtowny spadek temperatury. Trzeba dogrzewać - na przykład winem. Przepis jest banalnie prosty i nada się do niego dowolne czerwone wino, które nie powinno kosztować więcej niż 12 złotych. Każdego innego, które ma mniej lub bardziej wyszukany bukiet, trochę szkoda...


Grzane wino


Składniki (4 kubki):
  • butelka niedrogiego, czerwonego, wytrawnego wina (uwaga na bułgarskie "kwasiory", najlepiej wybrać hiszpańskie, francuskie lub z Nowego Świata)
  • opakowanie cukru waniliowego (najlepiej takiego z prawdziwą wanilią, nie aromatyzowanego waniliną)
  • laska cynamonu
  • osiem goździków
  • ziarenko kardamonu
  • cztery plasterki pomarańczy

Przygotowanie:
  1. W garnku podgrzałem wino wraz z cukrem, cynamonem, goździkami i kardamonem.
  2. Nie dopuściłem do zagotowania. Przez sitko przelałem do kubków.
  3. Wrzuciłem do każdego z kubków po plastrze pomarańczy.

Od razu cieplej!

niedziela, 16 października 2011

Makaron z oliwkami i anchois



Do anchois podchodziłem z rezerwą, do tego stopnia, że nigdy ich w kuchni nie użyłem. Miałem w pamięci makaron a'la putanesca, który mi kiedyś podano w restauracji - za bardzo rybny, za słony, zbyt intensywny. Wiedząc jednak, że uprzedzenia biorą się zazwyczaj z braku doświadczenia, postanowiłem dać drugą szansę małym rybkom. 

Nie jest tak znowu łatwo kupić anchois, znalazłem je dopiero w delikatesach. Przy okazji przestrzegam przed wrzucaniem ich do koszyka w pośpiechu, ponieważ może Was zaskoczyć kwota na paragonie. Tak mała puszka niewielkich, morskich stworzeń za 12 zł? Zdarza się. Sam zapłaciłem 8 zł za anchois produkowane w Hiszpanii dla polskiej firmy. To sporo, ale taka ich ilość może starczyć nawet na 6 porcji makaronu, jaki Wam dzisiaj proponuję. Myślę, że anchois po otwarciu można przez jakiś czas przechowywać - są chyba za słone, by mogły się zepsuć (trzeba je tylko przełożyć z puszki do słoiczka na przykład).

Przepis pochodzi z książki Pascala Brodnickiego Po prostu gotuj, na podstawie której przygotowywałem już świetny makaron z kurczakiem. Szczerze polecam tę książkę z jedną uwagą - nie traktujcie pomysłu gotowania makaronu w bulionie z kostki poważnie. To równie niedorzeczne co rozcieranie jej z oliwą i nacieranie piersi kurczaka przed smażeniem, co proponuje bohater ostatniej telewizyjnej reklamy Knorra.

Makaron z oliwkami i anchois


Składniki (2 porcje):
  • 200 g makaronu fusilli (czyli świderków - pasowałoby też spaghetti lub linguine)
  • 8 czarnych oliwek
  • 2 ząbki czosnku
  • 3 fileciki anchois
  • skórka z cytryny (najlepiej tzw. "niepryskanej")
  • pół pęczka natki pietruszki
  • chilli świeże lub suszone
  • 3 łyżki oliwy

Przygotowanie:
  1. Drobno posiekałem  rozgnieciony nożem czosnek, oliwki, fileciki anchois i natkę pietruszki
  2. Skórka miała być ze sparzonej cytryny, zatem po prostu polałem część cytryny wrzątkiem. Następnie za pomocą obieraczki do warzyw pozyskałem z niej mały kawałek skórki.
  3. Smażyłem skórkę z cytryny na oliwie przez ok. minutę.
  4. Dodałem anchois i po chwili czosnek, oliwki oraz większą szczyptę suszonego chilli (płatki). Smażyłem 3 minuty po czym wyrzuciłem skórkę z cytryny.
  5. Makaron gotował się w tym samym czasie więc pod koniec wlałem do podsmażonych składników parę łyżek makaronowej wody
  6. Dokładnie wymieszałem z ugotowanym makaronem i natką pietruszki.

Anchois przeistoczyło się w przyjemnie chrupiące rybne skwarki nadające makaronowi pełny smak (umami?). Na pewno jeszcze je wykorzystam, tym bardziej, że czekają w lodówce...




środa, 12 października 2011

Dorsz w sosie kokosowym z bazylią



Jedliście kiedyś tajską bazylię? Ja nie i nie wiem czy zwykła ma coś z nią wspólnego czy też są to zupełnie inne smaki. W każdym razie w książce "Dania z woka" z taniej i całkiem dobrej serii "Z kuchennej półeczki" znalazłem przepis w tajskich klimatach, ale z normalną bazylią. Jest bardzo prosty i wymaga jedynie podstawowych składników kuchni tajskiej. 

Zanim zabrałem się za gotowanie zastanawiałem się, czy panierowanie ryby w mące przed obsmażeniem jest dobrym pomysłem - w końcu miała się później dusić w mleku kokosowym, do którego mąka mi za bardzo nie pasuje... Kiedy jednak spróbowałem doszedłem do wniosku, że właśnie dzięki panierce ryba była taka delikatna. A bazylia? Będzie miała cokolwiek do powiedzenia tylko wtedy, gdy dodacie ją na samym końcu. W innym przypadku straci cały smak.


Dorsz w sosie kokosowym z bazylią



Składniki:
  • pół kilo filetów z dorsza (lub z innej, białej ryby morskiej)
  • mąka
  • ząbek czosnku
  • 2 łyżki czerwonej pasty curry
  • 1 lub 2 łyżki sosu rybnego
  • 300 ml mleka kokosowego
  • dwie garście pomidorków koktajlowych
  • 20 liści bazylii
  • olej

Przygotowanie:
  1. Przygotowałem sos łącząc w misce zmiażdżony ząbek czosnku, pastę curry, sos rybny i mleczko kokosowe.
  2. Dorsza pokroiłem w dużą kostkę i opanierowałem w niewielkiej ilości mąki.
  3. Smażyłem rybę w woku na oleju przez 3 minuty.
  4. Wlałem do woka przygotowany wcześniej sos.
  5. Pokroiłem pomidorki koktajlowe na połówki i dodałem do ryby. Gotowałem kilka minut.
  6. Na samym końcu dorzuciłem liście bazylii.
  7. Podałem z ryżem.

A może chcecie spróbować innej wersji orientalnej, duszonej ryby?


środa, 28 września 2011

Aromatyczna zupa paprykowa



Nauczyłem się wreszcie pozbawiać skórki czerwoną paprykę. Wszędzie czytałem, że to proste, że w piekarniku skórka radośnie odskakuje od papryki i potem warzywo wystarczy owinąć w folię, wystudzić i obrać. Nic z tych rzeczy. W moim przypadku papryka piekła się w piekarniku z włączonym grillem chyba godzinę zanim nabrała odpowiedniego koloru, a skórka zaczęła się wyraźnie oddzielać. Musiałem ją też w tym czasie wielokrotnie obracać, aby przyrumieniła się równomiernie, przy czym wyraźnie od strony grilla się piekła, a od strony blachy, na której leżała, gotowała (w papryce jest w końcu mnóstwo wody).

Nie mam przesadnego poczucia winy związanego z własnym "śladem węglowym", ale zużycie takiej ilości energii elektrycznej dla pięciu papryk wydaje mi się pozbawione sensu. Czy da się przygotować je do obrania szybciej? Może podpowiecie co robię źle?

Na pewno źle nie robię zupy paprykowej. Gdy już się uporałem z nieszczęsnym obieraniem (rozpada się toto i klei...), poszło z górki. W sumie jak sobie przypomnę tę gęstą, aromatyczną zupę dochodzę do wniosku, że może niepotrzebnie zniechęcam Was do obierania papryki...


Zupa z papryki


Składniki:
  • 5 czerwonych papryk,
  • 1 cebula,
  • 1 gałązka świeżego rozmarynu,
  • 5 szklanek bulionu warzywnego (może być z kostki bez glutaminianu sodu, dostępna w sklepach ekologicznych),
  • 3 łyżki koncentratu pomidorowego,
  • sól, pieprz.

Przygotowanie:
  1. Całe papryki, nie pozbawione ogonków i pestek położyłem na blasze pod rozgrzanym grillem piekarnika.
  2. Piekłem, aż ze wszystkich stron były wyraźnie przypieczone, nawet czarne.
  3. Wyjąłem z piekarnika i owinąłem każdą z nich w folię aluminiową. Pozostawiłem na 20 minut.
  4. Obrałem papryki, pozbawiłem je pestek i ogonków, po czym pokroiłem w kostkę.
  5. Posiekałem cebulę i przesmażyłem ją na oliwie wraz z całą gałązką rozmarynu.
  6. Po pięciu minutach wyrzuciłem rozmaryn i dodałem paprykę, wywar oraz koncentrat pomidorowy.
  7. Gotowałem 15 minut, po czym zmiksowałem. Doprawiłem solą i pieprzem (można także dodać słodkiej papryki w proszku).
  8. Podałem z czymś w rodzaju rozmarynowych paluszków. Następnego dnia z grzankami.

Przepis na podstawie Encyklopedii zup, wyd. Bellona.

poniedziałek, 26 września 2011

Kto wygrał "Nakarm mnie" Billa Grangera?

Konkurs zakończył się wczoraj o północy, zatem czas na wyniki. Przypominam, że pytanie brzmiało: "Czym byś mnie nakarmił/nakarmiła". Propozycje były niezwykle zachęcające i pobudzające kulinarną wyobraźnię. Chcieliście mnie nakarmić między innymi zupą San La Thang, risottem z dynią hokkaido, jajecznica z kurkami, jagnięciną w rozmarynie, domowymi powidłami, jagnięciną po portugalsku... Nie sposób wymienić wszystkich rewelacyjnych propozycji. Za wszystkie bardzo dziękuję! 

A gotować z Billem Grangerem będzie miała przyjemność:

Kucharnia, Anna-Maria


Gratuluję!

Wybrałem też osobę, która otrzyma Gadżet Pocieszenia:

Grace


Życzę wygodnego odmierzania 250 gramów za pomocą sprytnej, balansującej miski! :)

Dziękuję wszystkim za udział w konkursie!





sobota, 24 września 2011

Orientalna wieprzowina ze śliwkami



Dostałem ostatnio trochę bio, organic, eko śliwek - czyli po prostu takich z przydomowego sadu :) Nie przepadam za surowymi owocami, więc postanowiłem je wykorzystać w daniu obiadowym. Okazały się wyśmienite - soczyste i bardzo słodkie. Z tego też powodu przepis z wrześniowego numeru Kuchni zmodyfikowałem rezygnując z cukru. Ta wieprzowina nie powinna być ani odrobinę słodsza. Kolejna większa zmiana to miksowanie podduszonych śliwek zamiast przecierania, którego szczerze nie znoszę. Trochę ugotowanych skórek nikomu nie może zaszkodzić - weźcie blender, żeby nie męczyć się nad sitkiem.



Orientalna wieprzowina ze śliwkami



Składniki:
  • 12 śliwek węgierek
  • 0,5 kilo wieprzowiny (szynka, polędwiczka)
  • duża cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 3 łyżki sosu sojowego
  • 1 łyżka sosu hoisin
  • 1 płaska łyżka mąki
  • olej

Przygotowanie:
  1. Śliwki porozcinałem i pozbawiłem pestek. Następnie zalałem je 1/4 szklanki wody i gotowałem do miękkości.
  2. Ugotowane zmiksowałem.
  3. Pokroiłem w kostkę wieprzowinę i obsypałem mąką. 
  4. W woku rozgrzałem olej i podsmażyłem cebulę i czosnek. Dodałem wieprzowinę i smażyłem aż do zrumienienia.
  5. Dodałem sos hoisin i sos sojowy. Po chwili także śliwki.
  6. Dusiłem 15 minut.

Wyszło sporo. Resztę zużyłem następnego dnia do chow mien, które, jak pisałem kiedyś, można zrobić ze wszystkiego.

wtorek, 20 września 2011

Słońce w talerzu, czyli zupa krem z dyni



Dynie to takie dziwne stwory, na widok których trudno się nie uśmiechnąć. Podłużne, pękate, małe i olbrzymie, gładkie i chropowate przypominają, że jesień nie musi być smutna i bura. Zupa z dyni, podobnie jak zupa marchewkowa, poprawia humor już samym kolorem, a i zawartość beta-karotenu nie zaszkodzi. Taką właśnie zupą zostałem ugoszczony w ostatni chyba w tym roku ciepły i słoneczny weekend.


Pyszna, aromatyczna i aksamitna zupa dyniowa według Hani 
- wpis gościnny


Składniki:
  • 1/4 pora
  • 4 marchewki (obrane i pokrojone w kostkę)
  • dynia (obrana ze skórki i wydrążona z miąższu i pestek)
  • oliwa
  • zioła prowansalskie
  • liść laurowy
  • suszony koperek
  • 3 łyżki jogurtu bez cukru
  • sól
  • pieprz
  • gałka muszkatołowa
  • mielony cynamon

Sposób przygotowania:
Drobno pokrojonego pora zeszkliłam na oliwie. Umyte, obrane i pokrojone w kostkę marchewki wrzuciłam do garnka z porem, chwilę trzymałam na ogniu, mieszając, a następnie dodałam umytą, obraną ze skórki i pozbawioną miąższu oraz pestek, pokrojoną w kostkę dynię. Ta ważyła spokojnie 5 kg, więc potrzebny był spory garnek i dużo czasu dla dyni, ale też zupy wyszło prawie osiem porcji. Podsmażyłam wszystko, mieszając, aż kawałki dyni zrobiły się szkliste. Dodałam pół szklanki gorącej wody (nie może jej być za dużo, aby  zupa nie była  zbyt rzadka - zawsze można dodać). Osoliłam - na tę ilość ok. łyżeczka soli. Dodałam suszony koperek, trochę ziół prowansalskich oraz duży listek laurowy i gotowałam czujnie ok. 20-25 minut. Następnie dokładnie zmiksowałam, uprzednio wyjmując listek laurowy. Wyszła bardzo gęsta, więc dodałam trochę gorącej wody, bo zupa ma być gęsta, kremowa, ale nie jak kit. Dodałam 3 łyżki jogurtu bez cukru, utartą gałkę muszkatołową oraz odrobinę mielonego cynamonu i świeżo zmielony pieprz.

Podałam z grzankami z chleba oraz pokrojonym koperkiem.

czwartek, 15 września 2011

Rybne curry, czyli skuteczne aromatyzowanie domu lub mieszkania



Jeśli zapraszacie gości i chcecie, aby od wejścia byli przekonani, że jesteście świetnymi kucharzami lub zależy Wam na zdobyciu takiej reputacji wśród sąsiadów - zróbcie to curry. Skutecznie aromatyzuje przestrzeń przeciętnego mieszkania lub nawet mniejszego domu, a do tego jeszcze świetnie smakuje :). Dla mnie ważny jest też fakt, że to kolejny sposób na niesmażone filety z białej ryby oraz wykorzystanie kurkumy i imbiru. A więc - dość zdrowia, aby wynagrodzić organizmowi hot-doga ze stacji benzynowej czy hamburgera (przyznaję się, a co...).


Rybne curry


Składniki (ze 3 porcje):
  • 0,5 kg filetów z chudej, białej ryby - dorsz, mintaj, morszczuk itp.,
  • 1 średnia cebula,
  • 2 ząbki czosnku,
  • 1 duży pomidor lub garść pomidorków koktajlowych (tych drugich nie trzeba sparzać, wystarczy pokroić na połówki - jest szybciej),
  • kawałek świeżego imbiru wielkości połowy kciuka (mam na myśli swój kciuk oczywiście),
  • łyżeczka mielonego kminu rzymskiego,
  • łyżeczka czarnej gorczycy,
  • łyżeczka kurkumy,
  • łyżeczka kolendry - ziaren lub mielonej,
  • pół łyżeczki chilli (użyłem suszonego w płatkach),
  • łyżeczka cukru,
  • pół łyżeczki soli,
  • olej.

Przygotowanie:
  1. Pokroiłem cebulę w cienkie piórka i wrzuciłem na rozgrzany olej na 5 minut.
  2. W międzyczasie posiekałem rozgnieciony czosnej i starłem obrany imbir.
  3. Dodałem czosnek z imbirem do cebuli wraz z kminem rzymskim, kurkumą, kolendrą, ziarenkami czarnej gorczycy i chilli. Smażyłem minutę.
  4. Dodałem pomidora wraz cukrem i solą. Dusiłem pod przykryciem parę minut, aż puścił sok.
  5. Wlałem szklankę wody oraz sól i cukier. Gotowałem 15 minut.
  6. Dodałem pokrojoną w dużą kostkę rybę i dusiłem 20 minut (trzeba pilnować, by sos osiągnął właściwą konsystencję. Jeśli jest za gęsty można dodać wody, jeśli za rzadki - zdjąć z garnka pokrywkę).
  7. Podałem z białym ryżem.

W czasie konsumpcji doszedłem do wniosku, że do curry pasowałyby bardzo dobrze rodzynki. Następnym razem spróbuję.

wtorek, 13 września 2011

Odpędzanie jesieni: Błękitna Laguna



Lato trzyma się jeszcze mocno w związku z czym proponuję drinka przywołującego na myśl idylliczne wakacje - Błękitną Lagunę. Wystarczą do niego cztery składniki, w tym Curaçao, którego małą butelkę kupiłem za niecałe osiem złotych. 


Błękitna Laguna


Składniki:
  • 50 ml wódki
  • 30 ml niebieskiego curaçao
  • kilka kropli soku z cytryny
  • sprite, 7Up lub lemoniada

Przygotowanie:
  1. Hmm... Połączyłem wszystkie składniki, nie wstrząsałem, nie mieszałem :)

Miłego sączenia!


poniedziałek, 12 września 2011

Królik w winie, czyli dlaczego jem mięso



Króliki to urocze stworzenia i mam pewne opory przed ich jedzeniem, ale cóż... darowanemu królikowi nie zagląda się w zęby (tym bardziej, że był z zaprzyjaźnionej eko-hodowli...). Królik jest zaliczany do drobiu i tak też go z Agatą przyrządziliśmy - białe wino i majeranek pasowały znakomicie, a podczas duszenia wytworzył się aksamitny, aromatyczny sos zasługujący na przynajmniej jedną gwiazdkę Micheline'a. Gdyby ktoś mnie zapytał: "Dlaczego jesz mięso?" dałbym mu do spróbowania dzisiejszego królika i odparł "Dlatego!" :)



Królik w winie



Składniki:
  • królik (bez korpusiku, będzie na rosół),
  • pół butelki białego wytrawnego wina,
  • kawałek natki selera,
  • kilka ziarenek ziela angielskiego,
  • 5 listków laurowych,
  • majeranek,
  • pieprz,
  • sól,
  • oliwa.

Przygotowanie:
  1. Natarliśmy królika solą, pieprzem i majerankiem.
  2. Obsmażyliśmy go na oliwie.
  3. Dodaliśmy listki laurowe, ziele angielskie i natkę selera.
  4. Dusiliśmy 40 minut podlewając winem i wodą (królik nie powinien "utonąć" w płynie, może się nawet trochę "chwycić").
  5. Zjedliśmy z ziemniakami z wody i kolorowym kalafiorem gotowanym na parze.





niedziela, 11 września 2011

Ryba z boczkiem i rozmarynem



Uwielbiam ryby, ale wiem, że nie wszyscy tak mają. Przepis ten dedykuję typom mięsnym, którym wędzony boczek w daniu z dorsza czy mintaja da poczucie wieprzowego bezpieczeństwa. Oprócz dobrej jakości wędzonki istotny jest tu świeży rozmaryn - przygotujcie się na zużycie połowy hipermarketowej doniczki. Efekt wart jest inwestycji, bo ryba wychodzi delikatna i dzięki wędzonce nie wysusza się. No i jest baaardzo boczkowa...


Ryba z boczkiem i rozmarynem


Składniki:
  • 4 filety z mintaja, morszczuka, dorsza - właściwie z dowolnej nie tłustej białej ryby,
  • boczek w plastrach - mniej więcej 3 plastry na filet,
  • 6 gałązek rozmarynu - gałązki są różne. 4 z nich służą do położenia na filetach, więc jeśli gałązka jest zbyt rozrośnięta spokojnie możecie podzielić ją, by obsłużyła dwa kawałki ryby,
  • sól,
  • oliwa - u mnie rozmarynowa. Oczywiście nie warto takiej kupować specjalnie dla tego dania.

Przygotowanie:
  1. Igiełki z dwóch gałązek rozmarynu posiekałem i połączyłem w miseczce z 3 łyżkami oliwy i połową łyżeczki soli. 
  2. Natarłem filety mieszanką.
  3. Położyłem każdy z filetów na trzech, czterech plastrach boczku (boczek prostopadle do ryby). Owinąłem filety.
  4. Na każdym filecie położyłem po gałązce rozmarynu.
  5. Piekłem na wysmarowanej oliwą blasze 10 minut w temperaturze 220 stopni.

Dużo tłuszczu, wiem. Pretensje do Jamiego Olivera i jego książki Każdy umie gotować :) 

sobota, 10 września 2011

KONKURS! Wygraj "Nakarm mnie" Billa Grangera


Ciekawe przepisy, piękne zdjęcia i sympatyczna narracja australijskiej gwiazdy kulinariów Billa Grangera - oto całe Nakarm mnie, które od dziś możecie wygrać na Jadalne/Pijalne. Nagroda to (staje się to powoli tradycją) książka sprawdzona i tutaj już prezentowana. Z mojego oklejonego zakładkami egzemplarza ugotowałem już risotto z grzybami, łososia z kurkumą i kurczaka z grzybami shitake. Dla Was egzemplarz nowy, pachnący i w twardej oprawie. 

piątek, 9 września 2011

Przepis na dzika. Łatwo i bez marynowania














Jeśli macie wrażenie deja-vu, to jest ono uzasadnione. Jest to archiwalny post, który jestem zmuszony opublikować jeszcze raz ze względu na problemy z naszym kochanym Bloggerem. Jego awaryjność zaczyna przekraczać normy przyzwoitości... 


Mam w rodzinie myśliwego, dzięki czemu od czasu do czasu jem potrawy z dziczyzny. Pisałem już o świątecznym udźcu z sarny, który przed duszeniem spędził dwa dni w aromatycznej marynacie. Dzisiaj spróbowałem czegoś prostszego - niemarynowanego mięsa z dzika duszonego z cebulą, rozmarynem i paroma innymi składnikami. Woda i wino, którymi zalałem dziczyznę zredukowały się do niewielkiej ilości aksamitnego sosu nie wymagającego zagęszczenia mąką. Samo mięso było doskonałe - miękkie, intensywne w smaku, z wyraźnie wyczuwalnym aromatem przypraw. Tym samym popularny mit o dziczyźnie jako mięsie trudnym do przyrządzenia i wymagającym od gotującego wieloletniego doświadczenia uważam za obalony.

Receptą na sukces w starciu z dzikiem było w moim przypadku użycie zamrożonego wcześniej mięsa - to najprostszy sposób na to, by po uduszeniu było kruche i delikatne. Trzeba jedynie pamiętać, że solidny kawał dziczyzny potrzebuje trochę czasu na to, by się rozmrozić. Mój dzik spędził w lodówce półtora dnia.


Duszony dzik


Składniki:
  • kilogram rozmrożonego mięsa z dzika (żebym ja wiedział, który to był jego kawałek...),
  • dwie cebule,
  • gałązka rozmarynu,
  • pół szklanki czerwonego wina (niekoniecznie),
  • kilka ziarenek ziela angielskiego,
  • dwa liście laurowe,
  • kilka ziarenek czarnego pieprzu,
  • sól,
  • oliwa.

Przygotowanie:
  1. Posiekaną w piórka cebulę zeszkliłem na oliwie.
  2. Dodałem pokrojone w kostkę mięso dzika.
  3. Gdy już się obsmażyło wrzuciłem do garnka gałązkę rozmarynu, ziele angielskie, pieprz i liście laurowe.
  4. Zalałem winem i wodą tak, by mięso było prawie przykryte (wino jest "nieobowiązkowe").
  5. Dusiłem 1,5 godziny.
  6. Wyjąłem liście laurowe i gałązkę rozmarynu, z której powinny oddzielić się do tego czasu igiełki.

Dzika jedliśmy z młodymi ziemniakami i moją ulubioną wersją młodej kapusty.

Kurczak z grzybami shitake



Wszystkoleczące grzyby shitake staram się jeść jak najczęściej. Zazwyczaj kupuję na wagę suszone i zamykam w słoiku, aby mieć je zawsze pod ręką. Tym razem zdecydowałem się na świeże, mimo że mam z ich kupowaniem pewien kłopot - nigdy nie wiem czy są świeże.

Pobliski hipermarket, którego nazwy z litości nie przywołam (na razie...), przyzwyczaił mnie do tego, by uważnie przyglądać się produktom przed ich kupnem. Dzięki temu nie zabieram do domu przypleśniałych ogórków, nadgniłej papryki czy innych niespodzianek z działu warzywnego. Z shitake jednak jest ten problem, że bardzo trudno ocenić czy są świeże - to miękkie, ciemne grzyby, na których często występują drobne plamki szarego nalotu. Skąd wiedzieć, gdzie kończy się shitake a zaczyna pleśń? A może grzyb pleśni nie rośnie na grzybie i może on tylko zgnić (co nie uspokaja, biorąc pod uwagę konsystencję świeżych shitake)? Nie mam pojęcia. 

W każdym razie dzisiaj zaryzykowałem (także dlatego, że opakowań shitake była cała lodówka, musieli je właśnie "rzucić") i udało się - kupiłem doskonałe, świeże grzyby, które mają tę przewagę nad suszonymi, że przyrządza się je błyskawicznie, bez namaczania, a ich konsystencja jest niezwykle delikatna. Przekonałem się, że nie można sądzić tego grzyba po pozorach, on po prostu tak ma, że źle wygląda :).

Uprzedzając pytania dlaczego jeszcze kupuję w rzeczonym hipermarkecie - kupuję, ponieważ tylko tam mogę dostać zagrodowego kurczaka. Może to jeszcze nie eko, ale żaden "produkcyjniak" nie wytrzymuje z nim porównania.



Kurczak z grzybami shitake



Składniki: 
  • 400 g fileta z piersi kurczaka (najlepiej zagrodowy albo eko),
  • 200 g. świeżych grzybów shitake (jeśli użyjecie suszonych to będzie to na pewno inna ilość gramów),
  • 3 cm korzenia imbiru,
  • 1 cebula,
  • czerwona papryka,
  • 200 g zielonej fasolki szparagowej, groszku cukrowego lub zielonej fasoli o płaskich strąkach (ze względu na stan zaopatrzenia wspomnianego hipermarketu użyłem mrożonej),
  • 2 łyżki ciemnego sosu sojowy,
  • 2 łyżki jasnego sosu sojowy,
  • sok z limonki (lub cytryny, co tam... mniej więcej jedna łyżka),
  • olej.

Przygotowanie (metodą najlepszą dla szybkiego smażenia, czyli "wielu miseczek" - zaczynam gotowanie dopiero wtedy, gdy wszystkie składniki są już pokrojone):
  1. Kurczaka pokroiłem z kostkę, przełożyłem do miski i zalałem łyżką jasnego sosu sojowego i łyżką ciemnego.
  2. Pokroiłem cebulę w piórka oraz obrany imbir w słupki. Przełożyłem razem do miseczki.
  3. Paprykę pokroiłem w kostkę i przełożyłem do miski wraz z fasolką.
  4. Grzyby opłukałem i pokroiłem na duże kawałki. Jest w nich mnóstwo wody i bardzo się redukują, więc mniejszych egzemplarzy nie trzeba kroić w ogóle.
  5. Do kolejnej miseczki wlałem składniki sosu: łyżkę ciemnego i łyżkę jasnego sosu sojowego oraz łyżkę soku z limonki.
  6. Smażyłem kurczaka na rozgrzanym oleju przez 3 minuty. Wyjąłem z woka i odłożyłem.
  7. Dolałem oleju by podsmażyć kolejne składniki: imbir z cebulą - 2 minuty, grzyby - 1 minutę, paprykę i groszek - 1 minutę.
  8. Dodałem kurczaka i sos. Chwilę podgrzałem.
  9. Podałem z ryżem jaśminowym

Przepis jest lekko zmodyfikowaną wersją przepisu z książki Nakarm mnie Billa Grangera. Często do niej zaglądam czego efektem na Jadalne/Pijalne było już risotto z grzybami i łosoś z kurkumą. Chcielibyście także pogotować z Grangerem? Jeśli tak, to nie przegapcie KONKURSU, który ogłoszę jutro!



niedziela, 28 sierpnia 2011

Wino na lato: Cava



W moim prywatnym rankingu win musujących nie obejmującym szampana (dyskwalifikacja ze względu na ceny), hiszpańska Cava jest na drugim miejscu, zaraz po Prosecco. Wino tego rodzaju produkowane jest metodą tradycyjną (szampańską), co oznacza, że najpierw fermentuje w kadzi, aby następnie trafić do butelki wraz z mieszaniną cukru i drożdży.

sobota, 27 sierpnia 2011

Prosty drink na upał - wino musujące z owocami



Nie ma co się wysilać w upalną sobotę. Można za to zrobić sobie banalnie prostego, zimnego drinka.


Musujące wino z owocami



Składniki:
  • puszka owoców w syropie (u mnie truskawki),
  • butelka wytrawnego wina musującego (nie musi być wybitne, wystarczy takie do dwudziestu złotych, ważne, żeby było wytrawne, czyli brut),
  • lód.

Przygotowanie:
  1. Mocno schłodziłem wino i owoce.
  2. Blenderem zmiksowałem owoce razem z syropem.
  3. Napełniłem szklankę w połowie winem musującym.
  4. Dopełniłem zmiksowanymi owocami.
  5. Dodałem lód.


Oczywiście proporcje to kwestia gustu lub potrzeb :-) Drink może być słodki i niskoalkoholowy lub bardziej wytrawny.

sobota, 20 sierpnia 2011

Dobre regionalne - pasztety z Siergiejewiczówki i kiełbasy z Markowej


Co jakiś czas udaje mi się trafić na mini-targi produktów regionalnych organizowane w centrach handlowych. Dzisiaj obkupiłem się na Jarmarku Staropolskim (raczej jarmarczku, biorąc po uwagę ilość wystawców) w krakowskim M1. Do domu wróciłem między innymi z:

piątek, 19 sierpnia 2011

Mocno paprykowa paella z owocami morza



Nie lubię stać przez kwadrans mieszając risotto, nie lubię też rozgrzanego masła, które powinno się w nim znaleźć. Dlatego, kiedy mam ryż krótkoziarnisty, na przykład arborio, robię paellę. Jej mieszać nie trzeba, a nawet się nie powinno, a poza tym mogę użyć oliwy i wsypać sporo wędzonej papryki.

W przepisach na peallę najczęściej czytałem, że powinny być w niej równocześnie świeże owoce morza, kurczak, królik, groszek cukrowy... - prawdziwa patelnia ofiarna. Wynika to oczywiście z tego, że paella to danie resztkowe, jednak ja musiałbym wszystkie te "resztki" kupić. Robię zatem kilkuskładnikową paellę z morską mieszanką z mrożonki, pomidorkami koktajlowymi i papryką. Jej przyrządzenie zajmuje moment, dzięki czemu jest świetna na wczesny obiad.

Do paelli używam ryżu arborio, który teraz łatwo kupić na przykład pod nazwą ryżu do risotto. Trudniej dostać wędzoną paprykę, która bywa czasem w delikatesach tradycyjnych czy internetowych. Paella się jednak bez niej obejdzie - ryż arborio ma na tyle wyrazisty smak, że jeśli użyjecie zwykłej, słodkiej papryki w proszku nie będzie większej różnicy. Jeśli jednak kupiliście już hiszpańską wędzoną paprykę, do czego bardzo zachęcam, spróbujcie przepisów, gdzie naprawdę jest ona na pierwszym planie: paprykowych krewetek i fajitas z kurczakiem.

Wracając do paelli:


Paella z owocami morza


Składniki (5-6 porcji):
  • 200 g ryżu arborio (ryżu na risotto - oczywiście możecie być oryginalni i użyć oryginalnego hiszpańskiego ryżu do paelli),
  • paczka mrożonych owoców morza (w mojej było 300 g),
  • 1 średnia czerwona cebula,
  • 1 czerwona papryka,
  • 2 garście pomidorków koktajlowych,
  • 3 ząbki czosnku,
  • dwie łyżki słodkiej wędzonej papryki (lub słodkiej niewędzonej),
  • kilka pręcików szafranu,
  • litr bulionu (może być z kostki dostępnej w sklepach ekologicznych - bez glutaminianu sodu),
  • sól,
  • oliwa.

Przygotowanie:
  1. Rzecz podstawowa - użyłem dużej patelni o płaskim dnie.
  2. Rozmroziłem owoce morza. 
  3. Rozgnieciony wcześniej i posiekany czosnek, pokrojoną grubo czerwoną cebulę i paprykę podsmażyłem na dwóch łyżkach oliwy.
  4. Dodałem owoce morza, odparowałem je przez chwilę i posypałem łyżką wędzonej papryki.
  5. W międzyczasie kilka pręcików szafranu namoczyłem w niewielkiej ilości gorącej wody.
  6. Wsypałem na patelnię ryż oraz dodałem płyn z szafranem i bulion (można dosolić, w zależności od tego jak słony jest bulion).
  7. Po chwili dodałem pokrojone na połówki pomidorki koktajlowe.
  8. Przykryłem, doglądałem, dolewałem wody w razie potrzeby. Pod koniec gotowania posypałem jeszcze wędzoną papryką.





piątek, 12 sierpnia 2011

Syczuańska micha - kurczak "kung po"



Domową chińszczyznę gotuję od kilku lat i po drodze miałem różne przygody. Eksperymentowałem z twardą, polską wołowiną przekonując się, że właściwe dla niej krótkie smażenie powinno trwać chyba trzy godziny, próbowałem nadać potrawom oddech woka przypalając je w woku ze stali węglowej (podobno może nie przywierać...) czy też przesadzałem z ilością sosu z czarnej fasoli, co czuć było w mieszkaniu przez parę dni.

Po tych doświadczeniach używam teflonowego woka, z mięsa wybieram kurczaka lub wieprzowinę, oszczędnie też stosuję intensywne sosy. Pewnie nigdy nie uda mi się zrobić idealnej chińszczyzny, chociażby z powodu niskiej temperatury smażenia, jaką mogę uzyskać w domu, ale jestem coraz bliżej. W każdym razie wielka micha syczuańskiego kurczaka kung po zebrała wczoraj dobre recenzje :)

Przepis pochodzi z książki Ching-He Huang Kuchnia chińska. W przeciwieństwie do tradycyjnych wersji kurczaka kung po w tej nie ma orzeszków ziemnych. Od siebie dodałem wytrawnego sherry, ponieważ sos był zbyt gęsty i zrezygnowałem z minikolb kukurydzy. Myślę, że można dosyć swobodnie podejść do tematu warzywnych dodatków, ponieważ i tak pierwsze skrzypce grają tutaj pieprz syczuański i sos hoisin. To one są odpowiedzialne za wyjątkowy, korzenno-słodko-pikanty smak kung po.


Kurczak kung po


Składniki (na 4-5 osób):
  • 700 g filetów z kurczaka (u mnie zagrodowego),
  • 2 małe czerwone papryki,
  • 2 małe zielone papryki,
  • 2 średnie cebule,
  • 4 łyżki octu ryżowego,
  • 4 łyżki sosu hoi-sin,
  • 2 łyżki ciemnego sosu sojowego,
  • 4 łyżki wina ryżowego lub wytrawnego sherry,
  • łyżeczka suszonego chilli (użyłem kruszonego, razem z pestkami),
  • 2 łyżki mąki kukurydzianej,
  • łyżeczka pieprzu syczuańskiego,
  • łyżeczka soli,
  • olej.

Przygotowanie:
  1. Starannie utłukłem pieprz syczuański w moździerzu.
  2. Pokroiłem kurczaka na niezbyt drobne kawałki i połączyłem go w misce z pieprzem syczuańskim, solą i mąką kukurydzianą.
  3. Pokroiłem na spore kawałki papryki i cebulę.
  4. Połączyłem w miseczce składniki sosu: 4 łyżki octu ryżowego, 4 łyżki sosu hoisin, 4 łyżki wina ryżowego lub sherry i 2 łyżki ciemnego sosu sojowego.
  5. Rozgrzałem dobrze woka. Smażyłem kurczaka na łyżce oleju przez 6 minut, po czym wyjąłem go do miski.
  6. Wlałem do woka łyżkę oleju i wrzuciłem warzywa. Dusiłem je parę minut po czym dodałem kurczaka i chilli.
  7. Po paru minutach wlałem sos, chwilę gotowałem.
  8. Podałem w dużej misce razem z miską białego ryżu. Do tego białe wino.

Na koniec polecam krótki film sympatycznej Ching-He Huang o tym, co trzeba mieć w kuchni, by gotować po chińsku. Wszystkie składniki są do kupienia w Polsce poza winem ryżowym - zastąpić je można z powodzeniem wytrawnym sherry.


piątek, 5 sierpnia 2011

Wino na lato: urugwajski Castel Pujol Rose


Wino z Urugwaju? Gdy zobaczyłem je na półce byłem podobnie zaskoczony jak wtedy, gdy znalazłem w sklepie butelkę z Brazylii. Przyzwyczaiłem się do tego, że wino w południowej Ameryce robi się w Chile czy Argentynie i zaciekawiony kupiłem to pękate Rose. Doczytałem (między innymi tutaj) i już wiem, że urugwajskie tradycje winiarskie sięgają dziewiętnastego wieku, a winorośl uprawia się w okolicy Montevideo oraz przy granicy z Brazylią.

środa, 3 sierpnia 2011

Gdzie kupić cydr - hiszpański z Poznania.


Narzekałem ostatnio, że nasz pełen sadów kraj nie zna i nie produkuje cydru. O ile rozwija się kultura picia wina, za którą nadążają sklepy, to cydru w Polsce nie kupicie - z trudem można zdobyć kilka rodzajów jabłecznika.  Coś się jednak zmienia, czego dowodem jest poznańska Cydrownia - jedyny w Polsce cider bar (przynajmniej ja nie słyszałem o innych). Można się w nim napić cydru oraz kupić dobrej jakości butelkę z Francji czy Hiszpani.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Zupa brokułowa + ulubione blogi



Zanim przejdę do ulubionych blogów bezwywarowa zupa brokułowa:


Zupa brokułowa


Składniki:
  • 1 brokuł
  • 5 ząbków czosnku
  • kawałek pora (cały liść)
  • 2 duże ziemniaki pokrojone w kostkę
  • gałązka natki młodego selera
  • 1 łyżka oliwy
  • ziele angielskie
  • pieprz ziarnisty
  • zioła prowansalskie

Przygotowanie:
  1. Brokuła rozdzieliłem na różyczki i umyłem. 
  2. Na oliwie podsmażyłem brokuła razem z czosnkiem i porem.
  3. Zalałem wodą (ok. litra), dodałem natkę młodego selera i zagotowałem.
  4. Dodałem pokrojone w kostkę ziemniaki, ziele angielskie i pieprz. Gotowałem do miękkości.
  5. Dodałem zioła prowansalskie, posoliłem i doprawiłem młotkowanym pieprzem. Zmiksowałem na jednolity krem i podałem z grzankami.

***


O ulubionych blogach piszę, ponieważ zostałem wyróżniony One Lovely Blog Award przez Wiewiórę, Szanę, Agnę, MAUGUSTYNĘ i Magdę. Dziękuję za te wyrazy sympatii - z przyjemnością czytam Wasze blogi, ale oczywiście nominuję kogoś innego, by łańcuszek się nie zapętlił :) Blogi, które lubię szczególnie widoczne są na mojej liście CZYTAM - to żadna tajemnica. Nagrodę przyznaję zatem za najświeższe osiągnięcia:

  1. Burczy mi w brzuchu za popularyzację nieznanej kuchni hiszpańskiej poprzez Fideos z kurczakiem i owocami morza
  2. Bazyliowo za pracę na rzecz poprawy wizerunku szpinaku poprzez wpis o Tarcie szpinakowej.
  3. Aleayah w dwoch krainach za przezroczyste sajgonki z rzodkiewką.
  4. Retrose Taste za wpis o groolach. Lubię recenzje lokali oraz pieczone ziemniaki.
  5. Bento po polsku za każde kolejne pudełko, którym autorka udowadnia, że lunch w pracy może być zdrowy, smaczny i ciekawy.
  6. Grace w kuchni za wpis o kuchennych wpadkach. W końcu uczymy się na błędach.

A teraz, zgodnie z lekko naginanymi przeze mnie zasadami nagrody, parę informacji na mój temat:
  1. Jestem mężczyzną. Moja płeć nie ma nic do tego co i jak gotuję. Piszę o tym wyłącznie dlatego, że wolę by zwracano się do mnie w rodzaju męskim :-).
  2. Mój gust kulinarny ciągle ewoluuje. Jeszcze trzy lata temu krewetkę w mojej kuchni potraktowałbym jak ósmego pasażera Nostromo. Obecnie przymierzam się do zjedzenia ostrygi.
  3. Jestem fanem zup. Mógłbym jeść je dwa razy dziennie, niezależnie od pory roku. Uważam, że są tym, co w kuchni polskiej mamy najcenniejszego.
  4. Bywam nieskoordynowany i zaliczyłem sporo kulinarnych wpadek. Tnę się, przypalam i narażam dom na katastrofę w imię ugotowania czegoś dobrego. 
  5. Przy każdej okazji wertuję książki kucharskie w księgarniach. W domu też mam ich sporo.
  6. Moje poczucie humoru kończy się, gdy ktoś sprzedaje mi nieświeże jedzenie. Sklepy i lokale, gdzie próbowano mnie otruć, omijam z daleka.

Tyle o mnie. Odwiedźcie nagrodzone przeze mnie blogi oraz te, które czytam. Warto!


czwartek, 21 lipca 2011

Czerwone curry z krewetkami. Metodą prób i błędów



Cały czas eksperymentuję próbując przywołać smak pierwszego tajskiego curry, jakie jadłem. Było to kilka lat temu w restauracji Lemon Leaf w Pradze i do dziś pamiętam moje zaskoczenie nowymi smakami. Pikantne, aromatyczne, jedwabiste, słodkawe - wzorcowe. W stworzeniu mojego mitu idealnego curry pomogło pewnie upalne lato, bardziej niż miłe towarzystwo i zimne czeskie piwo.

Przez te wszystkie okoliczności skazany jestem na eksperymentowanie, chociaż nawet nie jestem pewien, czy tamto było naprawdę aż tak dobre... Poniżej parę refleksji na temat moich poszukiwań dostępnych lokalnie składników dobrego curry:

  • Pasta curry - sam nie robię, kupuję gotową. Głównie dlatego, że może stać w lodówce miesiącami i dzięki niej zrobienie curry jest proste, szybkie i w miarę ekonomiczne. Z tych, które znam najlepsza jest pasta Thai Heritage, ale zastrzegam, że próbowałem produktów tylko trzech producentów. Cała linia Thai Heritage jest także łatwo dostępna i w miarę niedroga w porównaniu z tajskimi produktami, które można kupić w specjalistycznych sklepach z kuchniami świata.
  • Mleko kokosowe - kupuję dowolne mleko w puszce, patrząc jedynie, żeby skład był przyzwoity, niezbyt długi i bez zagęstników.
  • Trawa cytrynowa - świeża jest droga. W opakowaniach jest jej zbyt dużo jak na jedno curry i przechowuje się kiepsko, chociaż na pewno jest to najlepsze rozwiązanie. Suszona w postaci igiełek jest bardzo aromatyczna, ale nawet po ugotowaniu pozostaje twarda. Trawa w formie proszku natomiast wydaje mi się za słaba, nie czuję jej używając nawet znacznej ilości. Ostatnio dodaję do curry mieloną trawę cytrynową ze słoiczka, też Thai Heritage. Podobnie jak pasta może stać długo w lodówce i jest dosyć aromatyczna.
  • Sos rybny - niezbędny, absolutnie podstawowy składnik curry. Śmierdzi niemiłosiernie niezależnie od producenta, ale po wlaniu do curry jego nieprzyjemny aromat nagle znika, a sam sos doskonale dopełnia smak potrawy.
  • Liście kafiru (limonki kaffir) - można je kupić suszone w woreczku lub słoiku. Wystarczy powąchać, żeby się do nich przekonać. 
  • Warzywa - mnie najbardziej pasuje dodająca słodyczy cebula i gorzkawa zielona papryka. W przepisach występują często tajskie bakłażany, ale widziałem je tylko na zdjęciach, nigdy w sklepie.
  • Mięso - jak na razie krewetki lub kurczak. W planach mam curry rybne.


A tu realizacja:

Czerwone curry z krewetkami


Składniki:
  • pół kilo mrożonych, średnich lub dużych krewetek,
  • 1 cebula,
  • 1 zielona papryka,
  • 1 papryczka chilli (niekoniecznie - miałem to dałem :-) ),
  • dwie czubate łyżeczki czerwonej pasty curry,
  • czubata łyżeczka mielonej trawy cytrynowej lub podobna ilość drobno posiekanej świeżej,
  • dwie łyżki sosu rybnego,
  • liść kafiru (limonki kaffir),
  • puszka mleka kokosowego,
  • odrobina cukru.

Przygotowanie:
  1. Rozmrożone krewetki pozbawiłem ogonków. 
  2. Posiekałem papryczkę, pokroiłem na większe kawałki zieloną paprykę oraz cebulę w grube piórka.
  3. Podgrzewałem minutę na patelni pastę curry z kilkoma łyżkami mleka kokosowego.
  4. Dodałem cebulę i chilli. Smażyłem ok. 3 minuty po czym dorzuciłem krewetki, paprykę i liśc kafiru. Dusiłem kolejne 3 minuty.
  5. Wlałem pozostałe mleko kokosowe oraz dodałem trawę cytrynową, liść kafiru, sos rybny i cukier.
  6. Dusiłem parę minut. Podałem z ryżem jaśminowym.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...