Cały czas eksperymentuję próbując przywołać smak pierwszego tajskiego curry, jakie jadłem. Było to kilka lat temu w restauracji Lemon Leaf w Pradze i do dziś pamiętam moje zaskoczenie nowymi smakami. Pikantne, aromatyczne, jedwabiste, słodkawe - wzorcowe. W stworzeniu mojego mitu idealnego curry pomogło pewnie upalne lato, bardziej niż miłe towarzystwo i zimne czeskie piwo.
Przez te wszystkie okoliczności skazany jestem na eksperymentowanie, chociaż nawet nie jestem pewien, czy tamto było naprawdę aż tak dobre... Poniżej parę refleksji na temat moich poszukiwań dostępnych lokalnie składników dobrego curry:
Przez te wszystkie okoliczności skazany jestem na eksperymentowanie, chociaż nawet nie jestem pewien, czy tamto było naprawdę aż tak dobre... Poniżej parę refleksji na temat moich poszukiwań dostępnych lokalnie składników dobrego curry:
- Pasta curry - sam nie robię, kupuję gotową. Głównie dlatego, że może stać w lodówce miesiącami i dzięki niej zrobienie curry jest proste, szybkie i w miarę ekonomiczne. Z tych, które znam najlepsza jest pasta Thai Heritage, ale zastrzegam, że próbowałem produktów tylko trzech producentów. Cała linia Thai Heritage jest także łatwo dostępna i w miarę niedroga w porównaniu z tajskimi produktami, które można kupić w specjalistycznych sklepach z kuchniami świata.
- Mleko kokosowe - kupuję dowolne mleko w puszce, patrząc jedynie, żeby skład był przyzwoity, niezbyt długi i bez zagęstników.
- Trawa cytrynowa - świeża jest droga. W opakowaniach jest jej zbyt dużo jak na jedno curry i przechowuje się kiepsko, chociaż na pewno jest to najlepsze rozwiązanie. Suszona w postaci igiełek jest bardzo aromatyczna, ale nawet po ugotowaniu pozostaje twarda. Trawa w formie proszku natomiast wydaje mi się za słaba, nie czuję jej używając nawet znacznej ilości. Ostatnio dodaję do curry mieloną trawę cytrynową ze słoiczka, też Thai Heritage. Podobnie jak pasta może stać długo w lodówce i jest dosyć aromatyczna.
- Sos rybny - niezbędny, absolutnie podstawowy składnik curry. Śmierdzi niemiłosiernie niezależnie od producenta, ale po wlaniu do curry jego nieprzyjemny aromat nagle znika, a sam sos doskonale dopełnia smak potrawy.
- Liście kafiru (limonki kaffir) - można je kupić suszone w woreczku lub słoiku. Wystarczy powąchać, żeby się do nich przekonać.
- Warzywa - mnie najbardziej pasuje dodająca słodyczy cebula i gorzkawa zielona papryka. W przepisach występują często tajskie bakłażany, ale widziałem je tylko na zdjęciach, nigdy w sklepie.
- Mięso - jak na razie krewetki lub kurczak. W planach mam curry rybne.
A tu realizacja:
Czerwone curry z krewetkami
Składniki:
- pół kilo mrożonych, średnich lub dużych krewetek,
- 1 cebula,
- 1 zielona papryka,
- 1 papryczka chilli (niekoniecznie - miałem to dałem :-) ),
- dwie czubate łyżeczki czerwonej pasty curry,
- czubata łyżeczka mielonej trawy cytrynowej lub podobna ilość drobno posiekanej świeżej,
- dwie łyżki sosu rybnego,
- liść kafiru (limonki kaffir),
- puszka mleka kokosowego,
- odrobina cukru.
Przygotowanie:
- Rozmrożone krewetki pozbawiłem ogonków.
- Posiekałem papryczkę, pokroiłem na większe kawałki zieloną paprykę oraz cebulę w grube piórka.
- Podgrzewałem minutę na patelni pastę curry z kilkoma łyżkami mleka kokosowego.
- Dodałem cebulę i chilli. Smażyłem ok. 3 minuty po czym dorzuciłem krewetki, paprykę i liśc kafiru. Dusiłem kolejne 3 minuty.
- Wlałem pozostałe mleko kokosowe oraz dodałem trawę cytrynową, liść kafiru, sos rybny i cukier.
- Dusiłem parę minut. Podałem z ryżem jaśminowym.
Zapowiada się smakowicie :) Chętnie bym takieco curry spróbowała :)
OdpowiedzUsuńmetoda prób i błędów, oj znam..
OdpowiedzUsuńale nie pddaję się.
i zawsze wychodzi coś pysznego,
jak np. takie pękne, kolorowe curry!
pysznie wygląda!
OdpowiedzUsuńJa się do krewetek próbowałam przekonać i za nic nie mogę :( No, ale trudno. Nie muszę lubić wszystkiego ;)
OdpowiedzUsuńZ wymienionych wyżej składników mam tylko pastę curry w domu. Na dziś zaplanowałam risotto ;)
oj zjadłabym takie curry... :)
OdpowiedzUsuńfajne smaki:)
OdpowiedzUsuńTakie curry to ja po prostu kocham, szczególnie z krewetkami :)
OdpowiedzUsuńja chyba nigdy nie widziałam liści kafiru i trawy cytrynowej, ale może warto poszukać. Zawsze dobrze poznawać nowe smaki :)
OdpowiedzUsuńSuszone liście limonki Kaffir fajnie pachną po rozkruszeniu ich w palcach - wcześniej ich nie rozkruszałam, polecił mi to pan na stoisku Thai Heritage na targach Tajlandia Expo.
OdpowiedzUsuńDawno nie robiłam curry - zatęskniło mi się. Oceniając po zdjęciu, trochę dłużej gotuję dodatki w mleku kokosowym od Ciebie - u mnie sos jest zazwyczaj gęstszy - taki bardziej mi smakuje, ale konsystencja to kwestia indywidulanych upodobań.
Witaj. czytam Twojego bloga z wielkim zainteresowaniem. Mam dla Ciebie niespodziankę. Zapraszam do mnie po wyróżnienie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wiewióra
Z mlekiem kokosowym, ach! Uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńKochana, również zapraszam do siebie :) Czeka wyróznienie :)
OdpowiedzUsuńLiście kaffir jakoś nie przypadły do gustu ani mi ani TeŻetowi. To chyba smak, któy albo kochasz, albo nienawidzisz:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie jestem jedyna, ale mam nadzieję, że również ode mnie przyjmiesz wyróżnienie:)
http://notatnik-kuchenny.blogspot.com/2011/07/podziekowania-za-wyroznienie-i.html
Ja również zapraszam do mnie po wyróżnienie:) http://kuchenkowo.blogspot.com/ pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo i masz Ci klops - mnie też dopadło łańcuszkowanie..
OdpowiedzUsuńNiniejszym zatem, oficjalnie i z radością, nominuję Twój blog w akcji "One Lovely Blog Award" :)