środa, 6 kwietnia 2011

Co ma wisieć (markowska sucha)

Lodówka jest praktyczna i niezbędna, ale pozbawiona uroku. To po prostu warcząca szafa z zimnym jedzeniem. Otwierasz ją, wieje chłodem, szperasz po półkach w pośpiechu, aby nie marnować energii elektrycznej. Co innego spiżarnia, gdzie można do woli medytować nad przysmakami, odczuwając mieszaninę satysfakcji i poczucia bezpieczeństwa. Spiżarni nie mam. Ale mam jej małą namiastkę.

Mniej więcej raz w roku kupuję większą ilość kiełbasy do dosuszania. Konkretnie jednej - markowskiej suchej. Zamawiam ją w sklepie internetowym (zguglujecie kiełbasę to znajdziecie), by potem z niecierpliwością oczekiwać na kuriera, który ma dla mnie pudło z trzema kilogramami tego wieprzowego majstersztyku. Spróbowana zaraz po otrzymaniu jest bardzo smaczna - bez agresywnego czosnkowego posmaku, nie przesolona, z dobrej jakości mięsa. Cała rzecz nie polega jednak na tym, żeby zjeść trochę dobrej kiełbasy. Chodzi o rytuał suszenia.

Producent suszy markowską trzy tygodnie, ale po tym czasie jest jeszcze pełna tłuszczu i wody. Aż się prosi by dać jej szansę na rozwinięcie potencjału. Aby mogła pokazać, na co ją stać wystarczy zawiesić ją w przewiewnym, niespecjalnie ciepłym miejscu (18-20 stopni jest ok) i czekać. Warto pamiętać, żeby rozłożyć pod nią kilka papierowych ręczników, bo niezależnie od temperatury mocno się poci. Co się z nią dzieje? Wypływa tłuszcz, odparowuje woda i smak markowskiej staje się coraz bardziej skoncentrowany. Nadal jest subtelny, ale pojawiają się wyraźne nuty dymu i spiżarni. Podsmażona (np. przed dodaniem do grochówki) pachnie ogniskiem.

A dlaczego jest substytutem spiżarni? Szczególnie jeśli nie trzymasz jej w kuchni, po taką kiełbasę trzeba się udać. Pęta wiszą, czekają i otacza je miły zapach czegoś wędzonego. Nie ma potrzeby wracać z nią do kuchni. Można odłamać kawałek, przysiąść i zastanowić ile straciliśmy wraz z wynalezieniem lodówki.

Jak długo wisząca kiełbasa jest jadalna? Nie mam pojęcia. Zawsze znikała w ciągu dwóch, trzech tygodni. Ale co nas nie zabije...


markowska sucha wisząca

4 komentarze:

  1. Mmmm, fajne. Marzy mi się samodzielne robienie kiełbasy, domek, w którym byłoby miejsce na ten proces i znajomy rzeźnik dostarczający świeże mięso:)

    OdpowiedzUsuń
  2. są ludzie którzy udostępniają swoje wędzarnie innym :) Wiadomo co swoje, to swoje, ale jak się nie ma co się lubi... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Paulina
    To by było dobre rozwiązanie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze. Jeśli komentujesz jako "anonimowy" podpisz się jakoś, żebym wiedział jak się do Ciebie zwrócić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...