Gdy kilka lat temu w sklepach pojawiły się zioła w doniczkach byłem przekonany, ze wszystkie muszą smakować lepiej niż dostępne wcześniej zioła suszone. Często można zresztą przeczytać w książkach kucharskich, aby dodać “świeże, ewentualnie suszone”. Sprawdziłem i okazało się, że to nie jest takie proste... Subiektywnie o kilku ziołach.
bazylia - suszona to dla mnie porażka. Naprawdę nie wiem po co się ją produkuje - nadaje ewentualnie odrobinę słodyczy z nieprzyjemnym posmakiem. Sens ma jedynie świeża, ale nie przetworzona termicznie. Jeśli dodać ją do sosu w czasie gotowania czy upiec razem z pizzą jej smak znika, a liście robią się czarnobrunatne. Czyli smak jest w wodzie... Uznaję jedynie świeżą bazylię podaną na gotowym już daniu. Najlepiej całe liście.
bazylia - suszona to dla mnie porażka. Naprawdę nie wiem po co się ją produkuje - nadaje ewentualnie odrobinę słodyczy z nieprzyjemnym posmakiem. Sens ma jedynie świeża, ale nie przetworzona termicznie. Jeśli dodać ją do sosu w czasie gotowania czy upiec razem z pizzą jej smak znika, a liście robią się czarnobrunatne. Czyli smak jest w wodzie... Uznaję jedynie świeżą bazylię podaną na gotowym już daniu. Najlepiej całe liście.
oregano (czy swojsko lebiodka) - uważam, że celem życia świeżego oregano jest bycie zerwanym i ususzonym. Zapach ma słaby, smak będący jedynie zapowiedzią czegoś. Po ususzeniu - szaleństwo. Nie wiem czy jest zioło, którego aromat tak pobudzałby mój apetyt. Na opakowaniach piszą, że służy mu długie gotowanie. Kiedyś podpatrzyłem, że Nigella podczas przygotowywania sosu wrzuca je na patelnie razem z oliwą i cebulą, na samym początku. Też tak robię i polecam.
koperek - świeży dostępny był zawsze i chyba nic odkrywczego nie można o nim powiedzieć (na pewno lubi wędzonego łososia). Natomiast suszony wydaje mi się niedoceniany. Smakuje i pachnie zupełnie inaczej niż świeży, jest orzeźwiający i dodaje potrawom nieuchwytnego czegoś, czego im wcześniej brakowało. Używam go do wegetariańskiej, bezśmietanowej zupy ogórkowej i jest bezkonkurencyjny.
majeranek - suszony to dla mnie żurek i grochówka. Jest aromatyczny i antywzdęciowy. Świeży natomiast rewelacyjnie nadaje się do zupy z dowolnej fasoli (przepis niedługo) dodany już na talerzu. Ma słaby zapach, ale po go rozgryzieniu uwalnia się rewelacyjny smak, w ogóle nie podobny do smaku suszonego majeranku. Podobnie jak świeżej bazylii świeżego majeranku nie należy gotować, bo znika. Idealnie łączy się też z posiekaną natką pietruszki jako zielenina do zupy fasolowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze. Jeśli komentujesz jako "anonimowy" podpisz się jakoś, żebym wiedział jak się do Ciebie zwrócić.